Salida hacia la India
Tuve la oportunidad de ir a la India hasta tres (¡3!) veces antes de decidirme a hacerlo. ¿Por qué? En ninguna de las ocasiones anteriores me apetecía. En gran parte porque asociaba la India con la espiritualidad comercial, con la que me sentía muy incómoda (paradójicamente, todos los talleres y cursos a los que asistí eran de pago -no busques aquí el pensamiento lógico-).
Hace sólo 2 años, llevada al borde del agotamiento por el trabajo (el tema del agotamiento aparecerá bastante a menudo en este blog - es mi principal impulso que me lleva a los cambios), decidí aprovechar otra invitación - tanto más cuanto que se trataba de un viaje para Profesores de Yoga de todo el mundo co-organizado por el Ministerio de Yoga y Ayurveda. Suena prestigioso y lujoso - y, en contra de las apariencias, el lujo aquí es una de las muchas caras de este hermoso país.
La India es inmensa y está llena de diferencias que se aprecian no sólo entre el norte y el sur, o el este y el oeste. La magnitud de la diversidad puede apreciarse en sólo 5metros cuadrados: edificios inacabados contrastan con casas palaciegas. Restaurantes occidentales y carritos de comida callejera. Basura esparcida por la calle frente al restaurante y su interior muy limpio. Templos ricamente decorados y junto a ellos indigentes mendigando 20 rupias (el equivalente actual a 1 zloty y 8 groszy).
1600 dialectos
La cantidad de estímulos (olores, sonidos y colores) puede resultar abrumadora, sobre todo en grandes ciudades como Delhi o Bombay. Detrás de todo está la gente: millones de personas con diferentes orígenes etnoculturales. Con 22 estatutos y más de 1.600 lenguas y dialectos locales, uno podría temer que una ciudad así no pudiera existir y funcionar. Y no sólo funciona, sino que rebosa vida y encuentra espacio para el diálogo. Y aunque el 80% de la población es hindú, abundan las minorías religiosas en forma de cristianos, musulmanes, budistas, sijs y jainistas. Y, por supuesto, todos son diferentes entre sí.
Estos contrastes nos enseñan muchas cosas: a estar abiertos a la alteridad o a ir más allá de lo que consideramos correcto e incorrecto. Sobre cómo la diversidad es necesaria y cómo los opuestos se complementan. Sobre el entrelazamiento de la vida y la muerte, la riqueza y la pobreza, el dolor y la alegría. Y es fácil entender esto a nivel intelectual, pero la verdadera prueba de la apertura llega empíricamente.
Vacas por todas partes, y los coches conducen a su antojo
Debes saber que la India tiene sus propias leyes, que son muy diferentes de nuestras normas. Creo que el mejor reflejo de ello es la situación en las carreteras. ¿Líneas en la carretera? Olvídelo. Si las hay, es en las ciudades, pero no cambia nada porque cada uno conduce como quiere. Cuando tenía seis años, jugaba a los coches con mi amigo de la infancia. Acordábamos quién sería un Polonez y quién un Lada. Lo más divertido que teníamos al girar era cuando hacíamos el "ti-ku ti-ku" para señalar un giro. Menciono esto para mostrar lo profundamente arraigado que está en mi conciencia el uso de los intermitentes. Los niños indios, si estuvieran jugando a los coches, antes harían sonar el claxon para evitar chocar con alguien que de repente decidiera cambiar de carril SIN INTERMITENTE. NO y a las vacas, que por razones que no puedo entender, les encanta pasar el rato en las carreteras. Preferiblemente en medio de ellas. En la práctica, esto significa que si hay un atasco, no se debe a un accidente, sino a una vaca que ha decidido acomodarse entre los coches. Y no quiere irse.
Desde el momento en que llegué a la India, me sentí como en casa. Todo me resulta familiar y cercano, bueno, excepto quizá el hecho de que mi aspecto despierte mucho interés aquí. Esto de ser el centro de atención me hace querer esconderme, pero observo esta incomodidad con compasión y así se disuelve poco a poco. De todos modos, en distintas partes del país una mujer blanca y rubia suscita reacciones diferentes.
Rubia en la India
Lo más difícil, con diferencia, fue en el norte, en Delhi y Amritsar. Allí los hombres eran los más insistentes y aunque me negaba a hacerme fotos con ellos, no lo aceptaban. A veces me agarraban del brazo y tiraban de mí en su dirección, así que no recomiendo viajar sola por Uttarakhand. La situación en Kerala fue completamente distinta: la gente es muy educada y, si me miraban, lo hacían a escondidas, con sonrisas amables.
En Goa, en cambio, nadie se extraña de la presencia de rubias, porque desde hace muchos años es uno de los destinos vacacionales favoritos de los rusos, y aquí me han saludado repetidamente con un atronador "¡Priviet!", a lo que primero con ligera irritación y luego con resignación respondí "No soy ruso".
Del mismo modo que la India y los indios son exóticos para nosotros, Europa y nosotros somos exóticos para ellos, no sólo por nuestro aspecto, sino también por nuestro comportamiento. La India es un país de culto al hombre. Las mujeres tienen un papel allí, pero no es una posición igual a la de los hombres. Y aunque las mujeres empiezan a tener cada vez más independencia y autosuficiencia (hacen carrera, viajan, tienen pasiones), sigue siendo un mercado dominado por los hombres, por ejemplo en el caso del yoga. Esta combinación de culto a los gurús y dominación masculina crea espacio para el abuso, pero te contaré más sobre eso en mi próximo post
En el culto a los hombres, las mujeres por un lado tienen un papel, y por otro no es una posición igual a la de los hombres. A pesar de que las mujeres se están fortaleciendo socialmente y son cada vez más independientes -se realizan profesionalmente, viajan, tienen pasiones-, todavía cuando se trata del yoga, por ejemplo, el mercado de profesores está dominado por los hombres. Esta combinación de culto a los gurús y dominación masculina crea un campo propicio para el abuso. Pero escribiré sobre esto en el próximo post: "¿Qué hay que tener en cuenta cuando se va a un curso de formación de profesores en la India?" :).
POLAR
¿Cómo se llama la India?
Wyjazd do Indii
Miałam możliwość wyjazdu do Indii aż trzy (3!) razy, zanim się na to faktycznie zdecydowałam. ¿Dlaczego? Żadnej w wcześniejszych okazji nie czułam. W dużej mierze dlatego, że Indie kojarzyły mi się z komercyjną duchowością, z którą było mi bardzo nie po drodze (paradoksalnie wszystkie warsztaty i kursy, w których uczestniczyłam, były płatne - nie szukajcie tutaj logiki myślenia).
Dopiero 2 lata temu, doprowadzona do skraju wytrzymałości pracą (motyw wyczerpania będzie się dosyć często pojawiać na tym blogu - jest on moim głównym bodźcem prowadzącym do zmian), zdecydowałam się na skorzystanie z kolejnego już zaproszenia - tym bardziej, że był to wyjazd dla Nauczycieli Jogi z całego świata współorganizowany przez Ministerstwo Jogi i Ajurwedy. Brzmi prestiżowo i luksusowo - i, wbrew pozorom, luksus stanowi tutaj jedną z wielu twarzy tego pięknego kraju.
Indie są ogromne i pełne różnic, które można zauważyć nie tylko pomiędzy północą a południem, czy wschodem a zachodem. Skala różnorodności jest do zaobserwowania już na powierzchni 5m2: niedokończone budynki kontrastują z pałacowymi wręcz domami. Restauracje o zachodnim standardzie, obok których jeżdżą wózki ze street foodem. Śmieci porozwalane na ulicy przed lokalem i jego bardzo czyste wnętrze. Bogato zdobione świątynie, a obok nich bezdomni żebrzący o 20 rupii (według dzisiejszego przelicznika to równowartość 1 zł i 8 groszy).
1600 dialektów
Ilość bodźców (zapachów, dźwięków i kolorów) bywa przytłaczająca - w szczególności w dużych miastach takich jak Delhi czy Bombaj. Za wszystkim stoją ludzie: miliony ludzi o różnym tle etniczno-kulturowym. Z 22 ustawowymi oraz ponad 1600 lokalnymi językami i dialektami, można by się obawiać, że takie miasto nie może istnieć i funkcjonować. A nie tylko funkcjonuje, ale również jest przepełnione życiem i znajduje przestrzeń na dialog. I chociaż 80% ludności stanowią Hindusi, to jest dużo mniejszości religijnych w postaci chrześcijan, muzułmanów, buddystów, sikhów i dżinistów. I, oczywiście, wszyscy różnią się od siebie.
Te kontrasty uczą o wielu rzeczach: o otwartości na inność czy wyjścia poza to, co uznajemy za właściwe, a co nie. O tym jak bardzo różnorodność jest potrzebna i o tym w jaki sposób przeciwieństwa się uzupełniają. O przeplatającym się życiu i śmierci, bogactwie i biedzie, bólu i radości. I łatwo jest zrozumieć to na poziomie intelektualnym, lecz prawdziwy sprawdzian otwartości przechodzimy empirycznie.
Wszędzie krowy, a samochody jeżdżą jak chcą
Musicie wiedzieć, że Indie rządzą się swoimi prawami, które z kolei bardzo odbiegają od naszych standardów. Uważam, że najlepszym tego odzwierciedleniem jest sytuacja na drogach. ¿Linie na jezdni? Zapomnij. Jeżeli są, to w miastach, ale i tak niczego to nie zmienia, bo i tak każdy jeździ jak chce. Gdy miałam 6 lat, bawiłam się z moim przyjacielem z dzieciństwa w samochody. Umawialiśmy się, kto z nas będzie Polonezem, a kto Ładą. Największą zabawę mieliśmy przy skręcaniu, gdy robiliśmy "ti-ku ti-ku", by zasygnalizować skręt. Mówię o tym, by pokazać jak głęboko w mojej świadomości zakorzenione jest używanie kierunkowskazów. Indyjskie dzieci, gdyby bawiły się w samochody, prędzej wydawałyby z siebie dźwięki klaksonów, żeby uniknąć zderzenia z kimś, kto nagle zdecydował się zmienić pas. BEZ KIERUNKOWSKAZU. NO i krowy, które z niezrozumiałych mi względów uwielbiają robić sobie spędy na drogach. Najlepiej na samym ich środku. W praktyce to oznacza, że jeżeli gdzieś powstał korek, to jego przyczyną raczej nie jest wypadek, a krowa, która zdecydowała się rozgościć pomiędzy samochodami. I za nic nie chce się stamtąd ruszyć.
Od momentu, w którym pojawiłam się w Indiach, czuję się jak w domu. Wszystko jest mi znane i bliskie - no, może poza tym, że mój wygląd wzbudza tutaj duże zainteresowanie. To bycie w centrum zainteresowania wywołuje we mnie chęć schowania się, ale obserwuję ten dyskomfort ze współczuciem i dzięki temu powoli się rozpuszcza. Zresztą w różnych częściach kraju biała, rubia kobieta wzbudza inne reakcje.
Blondynka w Indiach
Zdecydowanie najtrudniej było na północy - w Delhi i Amritsarze. Tam mężczyźni byli najbardziej nachalni i mimo, że odmawiałam im wspólnych zdjęć, to nie przyjmowali tego do wiadomości. Zdarzało się, że ktoś złapał mnie za ramię i ciągnął w swoją stronę - więc nie polecam samotnego podróżowania w Uttarakhandzie. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w Kerali - ludzie tam są bardzo uprzejmi i jeżeli już mi się przyglądali, to raczej ukradkiem, z życzliwymi uśmiechami na twarzy.
Na Goa z kolei nikogo nie dziwi obecność blondynek, ponieważ od wielu lat to jedno z ulubionych miejsc wypoczynkowych Rosjan i tutaj wielokrotnie byłam witana przez ludzi gromkim "Priviet!", na co najpierw z lekką irytacją, a potem rezygnacją odpowiadałam "I'm not Russian".
Tak, jak dla nas egzotyczne są Indie i Indusi, tak samo dla nich egzotyczna jest Europa i my - nie tylko z uwagi na nasz wygląd, ale też zachowanie. Indie to kraj kultu mężczyzn. Kobiety tam mają swoją rolę, ale nie jest to pozycja równa mężczyźnie. I chociaż kobiety zaczynają tam mieć coraz większą niezależność i samodzielność (realizują się zawodowo, podróżują, mają pasję), to i tak choćby w przypadku jogi: jest to rynek zdominowany przez mężczyzn. Ta kombinacja kultu guru i dominacji mężczyzn tworzy z kolei pole do nadużyć, ale o tym napiszę Wam już w kolejnym poście.
W kulcie mężczyzn, kobiety z jednej strony mają swoją rolę, a z drugiej nie jest to pozycja równa mężczyźnie. Mimo tego, kobiety są coraz silniejsze społecznie i coraz bardziej samodzielne - realizują się zawodowo, podróżują, mają pasje - to i tak jeśli chodzi np. o jogę to rynek nauczycieli jest zdominowany przez mężczyzn. Ta kombinacja - kultu guru i dominacji mężczyzn tworzy pole do nadużyć. Ale o tym napiszę Wam w kolejnym poście: "Na co uważać wybierając się na kurs nauczycielski w Indiach?" :).